8 sierpnia 2019

Bieszczady - Kińczyk Bukowski i Opołonek

Połonina Bukowska

J

est jedno takie miejsce gdzie każdy wędrowiec idący z Wołosatego w stronę Rozsypańca i Halicza tęskno spogląda na ciągnącą się na wschód drogę zagrodzoną szlabanem. Przełęcz Bukowska, bo o niej mowa, jest punktem w którym znakowany czerwony szlak skręca ostro w lewo w stronę najwyższych polskich połonin. Ciągnącą się na wprost drogą poprowadzoną pasem granicznym możemy wędrować jedynie wzrokiem ku wyjątkowemu szczytowi jakim jest Kińczyk Bukowski. Dawniej z przełęczy wiodła znakowana ścieżka; po utworzeniu Bieszczadzkiego Parku Narodowego i objęciu całej Połoniny Bukowskiej wraz z Kińczykiem formą ochrony ścisłej teren ten jest niedostępny dla turystów. Aby dostać się tutaj od polskiej strony wymagane są dwie zgody: Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz Straży Granicznej. Aktualnie otrzymanie zgody parku na przejście tego odcinka jest niemożliwe. Furtką pozwalającą na dotarcie w ten rejon jest wędrówka od strony ukraińskiej. Po otrzymaniu zgody na przemarsz od tamtejszej straży granicznej otwiera się nam możliwość wspaniałej wędrówki na ten niedostępny i tajemniczy szczyt. W połowie lipca miałem okazję wędrować tam w zorganizowanej grupie turystów PTTK.

Werchowyna - Bystra

P

unkt początkowy naszej trasy to mała wioska Werchowyna-Bystra położona tuż po drugiej strony granicy pod szczytami pasma Połoniny Bukowskiej. Nasz autobus podjeżdża w górę wioski i zatrzymuje się nieopodal ładnie odrestaurowanej cerkwi. Tutaj chwila na przygotowanie do wędrówki: przepakowywanie plecaków i zmiana butów na te górskie. Do strażnicy granicznej położonej na samym końcu wsi jeszcze kawałek - idziemy więc przez wioskę. Wiele tutaj jeszcze z pozostało z dawności. Po obu stronach drogi witają nas stare drewniane chaty z których co rusz wychodzą na progi swoich domostw zdziwieni mieszkańcy. Zapewne nie często mają tutaj do czynienia z przyjezdnymi, a każde poruszenie w wiosce to jakaś odmienność od monotonnej rzeczywistości. Bystra robi dobre wrażenie: droga co prawda bez asfaltu, lecz solidnie utwardzona; domy zadbane, podobnie jak i obejścia i ogródki. Panuje tu pewnego rodzaju ład i porządek, co w niektórych wioskach na Ukrainie nie jest wcale normą.

Werchowyna - Bystra - zabudowa

Werchowyna - Bystra

P

o kilkunastu minutach marszu na naszej drodze wyrasta metalowa brama oraz płot z drutem kolczastym. To tutaj znajduje się strażnica ukraińskich pograniczników. Nasz przewodnik idzie załatwić wszystkie formalności. Wcześniej zostaliśmy poinformowani, że mimo wcześniejszego zgłoszenia i otrzymania formalnej zgody od Użańskiego Parku Narodowego oraz dowództwa nie jest wcale pewne czy uda się nam wejść na Kińczyk. Wiele zależy od lokalnych jednostek i „widzi mi się” ich komendantów oraz - jak się domyślamy - wielkości łapówki. Formalności przedłużają się. Przed niskim budynkiem stoi dwóch strażników z kałasznikowami bacznie obserwując naszą grupę. Ot, realia Ukrainy! W końcu po dłuższym czasie pojawia się nasz przewodnik oraz przedstawiciel straży. Następuje teraz długa lista formalności. Musimy podpisać jedną listę, później kolejną i odebrać indywidualne przepustki. W końcu po około godzinie wszystko udaje się załatwić i możemy wyruszać w obstawie jednego pogranicznika oraz pracownika Użańskiego Parku Narodowego na którego terenie się znajdujemy.

Zastawa pograniczników

Przepustka

Zastawa pograniczników

C

ofamy się kawałek w dół od strażnicy, by przejść przez mostek na potoku; mijamy kilka ostatnich zabudowań i wchodzimy w niewielkie leśne zagajniki, kośne łąki oraz urokliwe polany. Pogoda dopisuje, jest całkiem gorąco, niewielkie obłoki co jakiś czas przesłaniają Słońce. Tempo jest jak dla mnie dość szybkie. Niestety to właśnie urok takich wyjazdów. Nie można zatrzymać się w dowolnym miejscu aby odsapnąć, napić się wody czy pokontemplować krajobraz. Dodatkowo dochodzi presja przygranicznej zony i idących z nami strażników.

Wychodzimy ponad ostatnie zabudowania

P

o drodze widoków niewiele. Po przejściu przez przywioskowe pola wchodzimy w gęsty bukowy las. Ścieżka którą idziemy w niektórych miejscach jest bardzo słabo widoczna, na polanach przez które przechodzimy roślinność sięga nam powyżej pasa. Wspaniała woń połoninnych kwiatów, ziół i trwa rozsiewa się dookoła nas. Bez dobrej znajomości terenu samemu trudno byłoby się tutaj odnaleźć. 

P

o drodze przewodnik zarządza kilka dłuższych popasów. Droga zaczyna się już dłużyć, a im dalej w las tym trudniej. Teren staje się coraz bardziej stromy, pot zaczyna spływać mi po plecach. Także zgodnie z prognozami pogoda pogarsza się.

W końcu wychodzimy z lasu

W

końcu wychodzimy z lasu na szeroką połoninę i pojawiają się pierwsze widoki: w oddali piętrzą się szczyty ukraińskich Bieszczadów, słowackich Bukowskich Wierchów i innych nieznanych mi wierzchołków niknących w mgłach na południu. Teraz ostatni stromy fragment do głównego grzbietu i ustawionych wzdłuż niego słupów granicznych. Sztuczna granica dzieląca nienaturalnie ludzi i góry. Gdy docieramy pod słup graniczny o numerze 174 pojawia się radość – jeszcze kawałeczek do góry pod słup 173 i osiągniemy upragniony Kińczyk Bukowski (1251 m.n.p.m.). 

Pasmo Pikuja spod Kińczyka Bukowskiego

Na grzbiecie Połoniny Bukowskiej, słup nr 174

Sianki z Kińczyka Bukowskiego

N

a szczycie krótki odpoczynek - dla mnie za krótki - oraz radość z widoków i szczęście z tej niepowtarzalnej chwili. Niestety przeżywanie tego wyjątkowego dla mnie momentu w dużej grupie to całkiem coś innego niż wędrówka w kilka osób lub samotności. Brakuje pewnego rodzaju intymności, przeżywania swoich uczuć w skupieniu, zadumie oraz radości. 

Z

Kińczyka panorama jest fantastyczna; uważam, że lepsza niż choćby z „naszej” wyższej Tarnicy. Doskonale widoczne są stąd całe polskie Bieszczady, Bukowskie Wierchy na Słowacji i przepięknie wyglądający wał połoniny Pikuja. Nad południem góruje potężny masyw Ostrej Hory oraz Połoniny Równej. Pikuj wydaje się być stąd na wyciągnięcie ręki, tak bliski; nie to co z Tarnicy. Dostrzegam także przełęcz Bukowską z której tak wiele razy spoglądałem na zakazany Kińczyk zastanawiając się jakby to było pójść tam w nieznane. Teraz patrząc z tej drugiej strony nie mogę uwierzyć, że udało mi się pomimo wszystko dotrzeć na ten szczyt.

Polskie Bieszczady z Kińczyka

Z Kińczyka na zachód

Grupa Tarnicy z Kińczyka

Stińska i Rozsypaniec Stiński na tle pasma Pikuja i Ostrej Hory

D

alsza część naszej trasy wiedzie wzdłuż granicy. Z Kińczyka wędrujemy dalej na wschód przez szczyt Stinskiej (1212 m.n.p.m.) oraz Rozsypaniec Stinski (1146 m.n.p.m.). Idziemy ledwo widoczną ścieżką wśród połonin. Trawy w niektórych miejscach sięgają do ramion. Zapach kwitnących połonin roznosi gnający nad szczytami wiatr. Szczególnie pięknie wyglądają tutaj okazy lilii złotogłów. Za Rozsypańscem Stinskim wchodzimy w las. Żegnamy się powoli z widokami oraz z pasmem Połoniny Bukowskiej. Na horyzoncie coraz więcej czarnych chmur, których barwę potęguje przyświecające z przeciwnej strony Słońce. Cudowne na ich tle wyglądają masywy Ostrej Hory i Połoniny Równej, które jako ostatnie możemy dojrzeć przed wejściem do lasu.

Przez Połoninę Bukowską

Okolice Stinskiej

Dolina rzeki Uż

Na wschód z Rozsypańca Stinskiego

Za nami szczyt Kińczyka Bukowskiego

Kińczyk Bukowski z okolic Rozsypańca Stinskiego

Ostra Hora 

Pasmo Pikuja

I

dziemy cały czas wzdłuż dawnej przedwojennej granicy Polski. W lesie bardzo dobrze widoczne są stojące nadal na swoich miejscach stare słupy graniczne – niemi świadkowie historii. Dawniej granica Polska docierała do przełęczy Użockiej, aby dalej wznieść się głównym wododziałem karpackim i powędrować na południowy- wschód w stronę Pikuja. 

W

lesie dopadają nas pierwsze krople deszczu. Początkowo opady nie są mocne,a zwarta pokrywa leśna chroni nas całkowicie przed deszczem. Później niestety deszcz przybiera na sile. Na szczęście po przekroczeniu przełęczy Beskid Żydowski (858 m.n.p.m.) całkowicie ustaje.

Dawny słup graniczny

N

aszym ostatnim punktem na trasie jest Opołonek (1028 m.n.p.m.) i znajdująca się nieopodal niego skała Dobosza. Z racji zmęczenia wejście na Opołonek jest fakultatywne, jednak większość grupy mimo wszystko postanawia go zdobyć. Ten osławiony szczyt, najdalej na południe wysunięty skrawek Polski (choć niektórzy twierdzą , że dalej na południe jest miejsce znajdujące się nieco dalej za Opołonkiem), o którym słyszało się na pierwszych lekcjach geografii nie odznacza się niczym nadzwyczajnym. Choć nie ma tu nic oprócz słupa granicznego nr 215 oraz wysokich traw to jest cudownie. Atmosferę i magię wielu miejsc nie wyznaczają tak naprawdę widoki czy obiekty, lecz uczucia i przeżycia kumulujące się w nas oraz przekazywane innym w danym miejscu i chwili.

Skała Dobosza
Opołonek

N

astępuje czas powrotu. Spod Skały Dobosza, huculskiego zbójnika, którego sława dotarła aż w Bieszczady schodzimy wygodną drogą w dół. Po drodze przekraczamy zachowaną jeszcze tutaj sistiemę czyli wysoki płot z drutami kolczastymi służący dawniej do odgrodzenia od zgniłego zachodniego imperializmu. Droga miejscami prowadzi dość ostro w dół, po opadach jest ślisko także trzeba uważać. Nasza trasa kończy się nieopodal stacji w Użoku. Przekraczamy linie kolejową oraz dochodzimy do głównej drogi. Użok wita nas znów rzęsistym deszczem oraz chmurami. Nasza wyprawa kończy się w sklepie w Wołosiance, gdzie zostaje wykupiony cały zapas piwa oraz innych ukraińskich delikatesów.

Nad Użokiem

Użok - linia kolejowa

Sistiema


2 Komentarze: