7 października 2017

Tatry Zachodnie - Jesienne impresje




Tatry piękne są o każdej porze roku, ale najpiękniej według mnie wyglądają jesienią. Zresztą jak każde góry o tej porze roku. Jesienne mgły dodają tajemniczości i uroku głęboko wciętym górskim dolinom; złociste ferie kolorów podsycane promieniami zamieniają nawet najmniejsze pagórki w obsypane złotem kopce. W pogodny jesienny dzień piękno przyrody Tatr wydaje się jeszcze potężniejsze.

Spędziłem ostatnio w Tatrach 3 dni i to natchnęło mnie ponownie do pewnych przemyśleń. W Tatry jeżdżę rzadko. W tym roku w tym paśmie spędziłem ledwo kilka dni. Czego jest to wynikiem? Wydaje mi się, że jest kilka powodów takiego stanu rzeczy. Chcę zaznaczyć, że nie jest moim celem kogokolwiek obrazić czy urazić, a jedynie przestawiam swoje subiektywne spojrzenie.

Tatry Wysokie z Czerwonych Wierchów

Nie lubię tłumów na szlakach; a tych nie brakuje w Tatrach ani wiosną, jesienią czy zimą, nie wspominając o lecie. Dla wielu ludzi Tatry są synonimem wolności, przestrzeni. Tak, to może być prawdą. Ale dla mnie, dla którego wędrówka ogranicza się jedynie do znakowanych szlaków tak nie jest (co innego zaś wspinacze taterniccy, ci mogą mówić o prawdziwej górskiej wolności). Jak dla mnie jest to pewne spętanie, pewne ograniczenie, które nie powinno mieć miejsca w górach. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że ono być musi. W innym wypadku Tatry zostałby dosłownie zadeptane przez tłumy turystów i całkowicie straciłby swój urok. Inną kwestią, jest też sprawa bezpieczeństwa, bo po takich górach jak Tatry nie da się wędrować tak, jak choćby po Beskidach, gdzie w każdej chwili mogę skręcić ze szlaku w jakąkolwiek wąską drożynę i dać się jej poprowadzić. Inną kwestią są ludzie przybywający pod Tatry i ciągnący tłumnie w góry. Tak pod Tatry, czyli do Zakopanego i okolic, które stało się swoistą stolicą tandety i kiczu. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że w ostatnich czasach władza próbuje podejmować pewne decyzje, które mają na celu poprawę wizerunku regionu, choćby np. pomysł by zarządzeniem województwa usunąć wszystkie bilbordy wzdłuż „zakopianki”. Nie lubię Zakopanego, nie lubię lansu na Krupówkach i wyciągania od przyjezdnych na każdym kroku pieniędzy. Wiem, że podniosą się liczne głosy typu „to nie jedź do Zakopanego, nikt cię nie zmusza” itp. Tak, wiem o tym i dlatego rzadko tam bywam. Tatry w moich oczach stały jedną wielką maszynką do zarabiania pieniędzy; zostały w pewien sposób perfidnie wykorzystane i złożone w ofierze na ołtarzu komercji. W ostatnich latach ten wyżej opisany MÓJ POGLĄD na Tatry jeszcze się u mnie mocniej zakorzenił.

W okolicy Chudej Przełączki (1850 m.n.p.m.)

Zielonym szlakiem do Doliny Tomanowej

Mając porównanie do gór na wschodzie, a mianowicie do Karpat Wschodnich muszę powiedzieć, że mimo iż owe Karpaty Wschodnie, może nie są tak strzeliste, ale jakże są piękne swoją autentycznością kultury, sztuki i ludzi w nich mieszkających. Pełne dzikich uroczysk, gdzie przyroda naprawdę rządzi się swoimi prawami, bez „parkowej” ochrony człowieka, a mimo to umiejące się jeszcze sama obronić. Tak naprawdę tęsknię do Tatr minionych, do Tatr ze starych zdjęć i widokówek z początku XX wieku, kiedy Zakopane było jeszcze mizerną wioską z rozsianymi po wzgórzach góralskimi chałupami. Kiedy turystyka dopiero się rodziła, a pierwsi zapaleni turyści rozpoczynali odkrywanie tajemnic tych gór. W moim przypadku chodzi też chyba o tajemnicę. Tatry to na tyle niewielkie pasmo, że zostało ono już dawno odarte z aury tajemniczości. Wydaje się, że każdy kamień, każdy strumyk, grań i przełęcz została zbadana, zdobyta, nazwana, zaszufladkowana gdzieś tam w encyklopediach i almanachach. Inna rzecz ma się zaś z kiczorami, magurami, prełukami i szypotami wschodniej części Karpat. Tam wciąż wiele czeka na ponowne odkrycie. Ponowne, bo wiele z tych miejsc zostało odkrytych, zbadanych tuż przed wojną. Zawierucha historii spowodowała, że popadły w zapomnienie, ale to w pewnym sensie dobrze. Dzięki temu Czarnohora, Hryniawy, Czywczyny czy dzikie partie Gorganów nie podzieliły losów Tatr, a myślę, że mogłoby do tego dojść, gdyby te góry pozostały w granicach Polski (co nie oznacza, że popieram powojenną zmianę granic RP).

Polana Chochołowska

Przed wejściem do schroniska na Polanie Chochołowskiej

Ale coś zbyt dużo znów o Karpatach Wschodnich, a miało być o Tatrach. Pięknych, dumnych strzelistych graniach oraz łagodnych polanach i halach pasterskich. W przeciągu tych 3 dni udało mi się odbyć 3 łatwe wycieczki na Czerwone Wierchy, Kończysty i Jarząbczy Wierch oraz Gęsią Szyję. Pogoda dopisała, dzięki czemu mogłem cieszyć oczy dalekimi widokami, szkarłatnymi łanami borówek i rubinowymi krzewami jarzębin mocno odcinającymi się swoim kolorem o soczystozielonej kosodrzewiny. Nisko piętrzące się chmury odegrały przede mną na grani Tatr Zachodnich piękny spektakl. W Dolinie Tomanowej popołudniowe Słońce mocno nasyciło kolorami seledynowe murawy porastające wapienne zbocza Ciemniaka. Tak, Tatry są piękne i pozostaną takie na zawsze. Pomimo, tego wszystkiego czego nie lubię dookoła nich, zawsze będą mieć swój mały kąt w moim „górskim świecie”, będą tam gdzieś zawsze, choć piękne i jedne z najwyższych to jednak nie najważniejsze i nie najpierwsze.

W Dolinie Jarząbczej

Dolina Jarząbcza z Trzydniowiańskiego Wierchu (1758 m.n.p.m.)

Jesień w Tatrach

Na szlaku na Jarząbczy Wierch (2137 m.n.p.m.)

Raczkowe Stawy

Taniec mgły, Słońca i wiatru na grani Tatr

Raczkowa Czuba (2194 m.n.p.m.)

Szlakiem...








2 Komentarze:

  1. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Wolę zdecydowanie Tatry od słowackiej strony. Fotki przepiękne. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń