27 września 2019

Słonecznym grzbietem Marmaroszy cz.4


W

staje kolejny piękny słoneczny dzień. Nie chce się wychodzić z wygodnego łóżka, ale nieodparta pokusa poznania tego co nowe przeważa szalę. Niespiesznie idziemy przez senną jeszcze wioskę; mijamy zamknięty sklep, a w następnym nieopodal malutkiej cerkwi robimy drobne zakupy. Przy świątyni szlak skręca w prawo aby jeszcze kawałek poprowadzić nas przez stosunkowo płaski teren. Dalej droga podrywa się mocno ku górze i zaczyna wyprowadzać w wysoko położone przysiółki Łuhów. Idziemy opłotkami oraz między licznymi starymi drewnianymi budowlami wspaniale komponującymi się z górskim pejzażem. Jesteśmy zauroczeni okolicą. Co rusz napotykamy mieszkańców zajętych zwykłymi pracami gospodarskimi. Na wielu poletkach trwają sianokosy dlatego w powietrzu unosi się zapach świeżo skoszonej trawy. Jesteśmy pełni podziwu dla mieszkających tu ludzi oraz ich pracy rąk w tej jakże pięknej, ale wymagającej samozaparcia krainie.

Łuhy - wyruszamy!

Łuhy

W drodze na połoninę

P

owyżej ostatnich zabudowań zauważamy na skraju łąki rozbity namiot oraz osoby krzątające się wokół niego. Okazuje się, że dwójka Polaków urządziła tu nocleg schodząc w dól. Następuje szybka wymiana zdań. Dopytujemy się o stan źródeł u góry oraz otrzymujemy informację o braku oznaczeń szlaku na połoninie co może bardzo utrudnić nam wędrówkę. Na koniec życzymy sobie wszystkiego dobrego i rozstajemy się. Wchodzimy w las. Po długim i męczącym podejściu droga w cieniu drzew pod niewielkim nachyleniem jest miłą odmianą. Przy napotkanym wydajnym źródle przy drodze robimy dłuższą przerwę. Nabieramy wody do pełna oraz nawadniamy się mając ciągle w głowie brak wody na trasie z Pietrosula Bardului.

Znów zostawiamy za sobą cywilizację

W

końcu wychodzimy z lasu na niewielką polanę z kilkoma szałasami. Brak tutaj owiec i pasterzy, choć ich dźwięki dochodzą nas z wyżej położonej połoniny. Na otwartym terenie idzie się ciężko w palącym Słońcu i do tego bardzo stromą ścieżką. Po przejściu 200-300 metrów zatrzymujemy się w cieniu aby odpocząć. Z tego miejsca możemy obserwować niżej leżące zalesione szczyty Marmaroszy. Patrzymy w zamglone niebo z lekkim niepokojem, ale prognozy nie przewidują dziś deszczu ani burz choć mogłoby wydawać się inaczej. 

P

rzekraczamy niewielki lasek i w końcu wychodzimy na skraj ogromnej połoniny. Powyżej nas nie ma już nic więcej niż tylko zeschłe trawy. Mijamy zamkniętą staję z której wydobywa się dym. Widocznie wszyscy pasterze przebywają teraz na wypasie w innej części gór. W oddali co rusz wyłaniają się inne szałasy, a przy nich niewielkie stada bydła oraz o wiele większe owiec. Podchodząc pod kulminacje połoniny zostaję użądlony przez osę. Na szczęście nie jestem uczulony i poza bólem oraz lekkim obrzękiem nie odczuwam innych dolegliwości. 

Na wysokiej połoninie

Na horyzoncie Pietrosul Baradului

J

esteśmy pod wrażeniem stromizm połoniny, którą podchodzimy. Idziemy teraz według wskazań GPSa, gdyż nie ma tu żadnej ścieżki ani innej wskazówki którędy należałoby się poruszać. Troszkę mylimy drogę, ale ostatecznie udaje się nam dotrzeć na opadające w naszą stronę ramię Mihailecula (1918 m.n.p.m.) – drugiego co do wysokości szczytu Marmaroszy. Niestety - Słońce, ciężar plecaków oraz brak ścieżki dają nam nieźle w kość. Schodzimy z marszruty wyznaczonej na mapie, dlatego musimy później nadrabiać wysokość i jest to jeden z najtrudniejszych momentów tego dnia. Brniemy po pas w trawach stromym zboczem osłoniętym od wiatru. Pot spływa mi po plecach, a kruki zaczynają krążyć nad naszymi głowami. Magda zostaje mocno w tyle, ja zaś motywowany złością z wiązanką przekleństw na ustach idę dość szybko w górę. Kilka razy wydaje mi się, że to już tuż tuż; że już jestem na tej niewielkiej przełączce, którędy przebiega znakowany szlak. Za każdym razem jednak następuje rozczarowanie i większa złość. W końcu docieram mocno dysząc. Zrzucam plecak i chłodzę się w lekkim, ciepłym zachodnim wietrze. Kilka łyków wody i samopoczucie się poprawia. Rozglądam się za Magdą, ale nie widzę jej. Schodzę więc nieco niżej z butelką w ręce i krzycząc, że to już prawie dopinguje ją niczym na jakiś zawodach. Znów jesteśmy na szlaku – o dziwo na skałach pojawiają się czerwone oznaczenia. Po tym morderczym podejściu odpoczywamy chwilę i chłoniemy widoki. Widać stąd doskonale Czarnohorę oraz Czywczyny.

Na połoninie wyznaczamy własne ścieżki

Mihailecul od strony wschodniej

W

edług mapy nie powinno być już tak stromych podejść aż do szczytu Mihailecula. I rzeczywiście teren się wypłaszcza i idziemy teraz jakby szeroką lekko wznoszącą się połoniną ku właściwemu szczytowi. Słońce przysłaniają chmury i temperatura spada co także przynosi ulgę. 

S

tajemy na Mihaileculu (1918 m.n.p.m.). Przepięknie! Porównując widoki z Mihailecula i Farcaula (1957 m.n.p.m.) to według mnie zdecydowanie wygrywa ten pierwszy. Może dlatego, że jego północne i zachodnie stoki opadają stromo w dół. Panorama na połoninę i jezioro Vinderel z Farcaulem zapiera dech w piersiach. Jest już późne popołudnie dlatego niskie Słońce uwypukla łagodne kształty gór oraz „podpala” połoniny. Siedząc na szczycie obserwujemy jak pod jeziorko Vinderel stromym stokiem północnym podchodzi stado owiec. Wspaniale prezentuje się Czarnohora – ta moje ukochana, wytęskniona niegdyś.

Farcaul i jezioro Vinderel ze szczytu Mihailecula

Na szczycie Mihalecula

P

o dość długim czasie spędzonym na szczycie schodzimy nad jezioro gdzie zamierzamy dziś nocować. Nieopodal brzegu odnajdujemy idealne miejsce do rozbicia namiotu. Z powodu suszy nie ma zbyt wiele wody, ale udaje nam się odnaleźć kilka działających źródeł. Szczęśliwym zrządzeniem losu obok miejsca po ognisku leży zebrane przez kogoś drewno, co pozwala spędzić nam ten ciepły wieczór przy ogniu. 

N

ad połoniną powoli zapada wieczór. Szczyty na horyzoncie czarnieją, a na zachodnie rozpoczyna się spektakl. Słońce znika idealnie za granią Pop Iwana Marmaroskiego na którym byliśmy tej wiosny. Patrząc na niego z tej strony tamta część gór wydaje się tak bliska, choć nieosiągalna za sprawą niewidzialnej bariery jaką jest granica państwowa między Ukrainą a Rumunią.

Nad jeziorem

Zachód Słońca za granią Pop Iwana Marmaroskiego

Wieczorne ognisko

Vinderel o zachodnie

Zapada noc


0 Komentarze:

Prześlij komentarz