14 listopada 2018

Bieszczady - Trzy kraje, jedne góry cz.7





Czwartek to nasz ostatni dzień wędrówki przez bieszczadzkie połoniny. Żegnamy się z Ustrzykami i postanawiamy dostać się do Berehów Górnych skąd ruszymy na podbój Połoniny Wetlińskiej. W Ustrzykach robimy jeszcze szybkie zakupy i wychodzimy na drogę z nadzieją na złapanie stopa. Po chwili na nasz widok zatrzymuje się bus jadący w przeciwnym kierunku. Kierowca informuje, że jedzie teraz do Wołosatego, a później do Wetliny i może nas zabrać. Myślimy OK, jeśli tylko nie trafi nam się wcześniej podwózka to skorzystamy. Nie czekamy jednak długo i wkrótce wraz z miłą parą w średnim wieku ze Śląska jedziemy w stronę naszego punktu startowego. Po wymianie informacji okazuje się, że oni także planują dziś Wetlińską tylko z przeciwnym kierunku, dlatego mamy pewność, że jeszcze raz się zobaczymy.


W Berehach dopada nas głód. W końcu nic jeszcze nie jedliśmy tego poranka. Na ławach przy punkcie kasowym wypakowujemy swoje wiktuały zakupione w Ustrzykach i pałaszujemy ze smakiem. Rześkie poranne powietrze zaostrza apetyty. Swoistym deserem staje się kilka kielonków wiśnióweczki.  


Śniadanie

W drogę. Mimo, że to już 5 dzień wędrówki nie czuję dziś większego zmęczenia. Idzie mi się dość dobrze stromą ścieżką w kierunku Chatki Puchatka. Z ciężkimi plecakami mozolnie pniemy się w górę co chwilę przystając na krótkie odpoczynki i podziwianie pojawiających się pierwszych panoram. Na szlaku pojawia się coraz więcej turystów na lekko; niektórzy wybrali się w góry całkowicie bez plecaków biorąc w rękę tylko butelkę wody. W takim gronie mocno rzucamy się w oczy. Nasze plecaki przykuwają uwagę i szybko stają się obiektem zaciekawienia. Niektórzy nawet próbują nam współczuć, gdy dowiadują się, że my to tak już 6 dzień z takim bagażem. Czujemy się trochę jak relikty przeszłości czy obiekty muzealne gdy wychowawczyni grupy nastolatków pokazuje nas jako przykład tego jak to kiedyś się wędrowało. Kiedyś?! No tak dziś już coraz mniej takich plecakowo-namiotowych turystów. Dziś już inna moda i styl wędrowania, jednak każdy wybiera dla siebie to co mu najbardziej odpowiada.


Na szlaku

Jeszcze 30 minut...

Przy Chatce Puchatka kłębi się już dość spory tłum ludzi. Jest to być może dla nas ostatnia okazja aby zobaczyć to wyjątkowe schronisko przed zmianą. Na krótko przed naszym wyjazdem Bieszczadzki Parki Narodowy ogłosił swoją decyzję o całkowitej przebudowie obiektu w ramach której zostanie min. zainstalowana bieżąca woda, a budynek znacznie zwiększy swoją powierzchnię. Nie będzie to już to samo miejsce co do tej pory. Obawiam się, że z Chatką stanie się to co z innymi tego typu miejscami w polskich górach, które dziś nastawione są na typowych turystycznych Januszy i Grażyny. Obym się mylił. Wchodzimy do środka. Tutaj też sporo ludzi, którzy kręcą nosami na fakt, że nie można zamówić „niczego porządnego”. My zaopatrujemy się we wrzątek i wychodzimy na zewnątrz. Siadamy nieco na uboczu obserwując góry, turystów wędrujących szlakiem oraz tych przy schronisku i delektując się resztkami wiśniówki.

Caryńska z Wetlińskiej

Chatka Puchatka

Osadzki i Roch

Od Chatki Puchatka towarzyszy nam na szlaku sporo ludzi. Idziemy wężykiem. Słońce grzeje. Pomimo pogodnego nieba widoczność nie jest dziś najlepsza. Jutro spodziewana jest zmiana pogody. W okolicach Srebrzystej Przełęczy spotykamy parę, która podrzuciła nas do Berehów. Chwila uprzejmości i idziemy dalej. Osadzki (1253 m.n.p.m.) to jedna z wyższych kulminacji Połoniny Wetlińskiej. Ze skałek położonych na szczycie roztacza się piękna panorama na wschód. Widać stąd Połoninę Wetlińską i Chatkę Puchatka, dalej Caryńską oraz szczyty z grupy Tarnicy. Moim zdaniem to najlepszy punkt widokowy w okolicy. Stąd widać też nasz ostatni cel dzisiejszego dnia - szczyt Smerek (1222 m.n.p.m.).

Z Osadzkiego na wschód

Z Osadzkiego na zachód

Smerek

Podejście z przełęczy Orłowicza (1099 m.n.p.m.) nie jest zbyt forsowne, a daje dużo radości z widoków. Na szczycie oprócz zwykłych turystów napotykamy na grupę żołnierzy. Postanawiamy chwilę odpocząć. Leżąc pod nowym krzyżem postawionym tu kilka dni wcześniej rozmyślam o tym co za nami. To tak naprawdę już koniec, tutaj kończy się pasmo połonin. Dalej już tylko lesiste stoki Bieszczadów ciągnące się pod Komańczę i Beskid Niski. Niespodziewanie na szczycie Magdę dopada praca w postaci służbowego telefonu niczym znak, że nasze wędrowanie zbliża się ku końcowi.

Wetlińska z podejścia na Smerek

Tablica nowego krzyża

Smerek

Chciałoby się jeszcze tutaj posiedzieć, ale czas nagli. Schodzimy do Smereka czerwonym szlakiem. Idę nim po raz pierwszy. Nie wyróżnia się on niczym specjalnym. W większości biegnie pięknym lasem w dużej mierze świerkowym co jest ewenementem w Bieszczadach. Pod wieczór docieramy do Smereka i udajemy się na zasłużony obiad do poleconego nam Pensjonatu Carpathia. Jedzenie dobre choć nieco drogo jak na Bieszczady. Wystrój bardzo ładny, choć bardziej nasuwający skojarzenia z Podhalem niż Bieszczadami. W pensjonacie jesteśmy umówieni z księdzem Januszem, którzy zabierze nas do Komańczy, gdzie spędzimy jeden dzień. Do Klasztoru Sióstr Nazaretanek docieramy dość późno. Wita nas jedna z sióstr, której jedno spojrzenie na nasze brudne i zakurzone buty wyraża więcej niż tysiąc słów. Pokornie ściągamy obuwie, a później otrzymujemy wygodne, ciepłe i czyste pokoje...




1 Komentarze:

  1. Chatka może zwiększy powierzchnię, ale jednocześnie liczba miejsc noclegowych ma spaść do... kilku. A to oznacza dużą cenę i noclegi dla wybranych. Koniec z legalnym nocowaniem na połoninie...

    OdpowiedzUsuń