Tyle oczekiwań, tyle przygotowań i w końcu nadszedł ten długo oczekiwany moment. Lipiec 2018 roku miał być jednym z tych miesięcy zaliczających się do okresów podróży i włóczęg po Karpatach Wschodnich znajdujących się obecnie na terenie Ukrainy. Miał być i był. Tym razem wybór padł na Gorgany. Te jakże potężne i masywne góry, które rozłożyły się pomiędzy Bieszczadami na zachodzie, a Czarnohorą i Beskidem Pokuckim na wschodzie.
Wszystko jak zawsze rozpoczyna się w
głowie. Najpierw pomysł; później mapa i ustalanie trasy; krótki
research i jedziemy! Naszą podróż jak zawsze zaczynam w pociągu
do Przemyśla; w Krakowie dosiada się Magda; później już tylko za
oknem przesuwają się krajobrazy galicyjskich wsi oraz miast i
miasteczek. Byle szybciej, byle dalej na wschód by odkryć to co
nowe, by dotknąć tego co nieznane. Około 9 rano tłum pasażerów
pociągu relacji Świnoujście-Przemyśl wysypuje się na końcowej
stacji, wraz z nim i my. Pełni nadziei na wspaniałą wędrówkę
przez góry patrzymy na błękitne niebo nad nami. Oby taka pogoda
utrzymała się cały czas; oby Gorgany pozwoliły odkryć wszystkie
swoje tajemnice.
Dalej, dalej na Wschód |
W busiku na granicę |
W busie do Medyki na granicę poznajemy
miłą parę podróżującą także na Ukrainę. Ich celem jest
Odessa, a później jakiś masyw górski. To ich pionierski wyjazd na
wschód. Trochę rozmawiamy; razem z Magdą dajemy im wskazówki
gdzie zaopatrzeć się we Lwowie w mapy; co najlepiej zobaczyć w
górach; jak przemieszczać się po Ukrainie środkami transportu
zbiorowego.
Przejście przez granicę nie zajmuje
wiele czasu. Sprawie przechodzimy odprawę i po chwili wraz z
wcześniej poznaną parą jedziemy już taksówką do Lwowa. Okazuje
się, że poznany chłopak skończył te same studia co ja na tej
samej uczelni, dlatego rozmowa szybko schodzi na tematy dawnych
wykładowców i zajęć. 5-letnia różnica wieku spowodowała, że
nie spotkaliśmy się wcześniej w murach naszej Alma mater.
Lwów - moja brama w Karpaty Wschodnie |
Do Lwowa przybywamy na kilka godzin
przed odjazdem naszego pociągu relacji Lwów-Rachów. Możnaby
pokusić się o nazwanie go szumnie „ekspresem karpackim”, gdyż
wiele osób podróżujących w góry wybiera właśnie to połączenie.
Słowo ekspres wydaje się jednak tutaj niepotrzebną ironią. Skład
bowiem bardzo wolno toczy się po torach i dojazd do podnóża Karpat
zajmuje mu ok. 5h. We Lwowie mamy jeszcze czas na ostatnie zakupy i
obiad w niedrogim barze mlecznym nieopodal dworca.
Hala peronowa lwowskiego dworca |
W oczekiwaniu na nasz pociąg |
W końcu wybija 15:40 i ruszamy. Ospale
opuszczamy piękna halę peronową lwowskiego dworca w wagonie o
wątpliwej czystości. Nasz wagon okazuje się już bardzo wysłużony.
Najgorsze jest to, że okna otwierają się tylko w niewielkim
stopniu. Suniemy więc zamknięci w tej blaszanej puszcze co rusz
zmieniając swoje pozycje z siedzącej na leżącą, z leżącej na
stojącą, ze stojącej na siedzącą itd. Jest czas na drzemkę,
jest czas na rozmyślanie przerywane miarowym stukotem kół pociągu.
Za oknem wita nas słoneczna Ukraina: zielone pastwiska ciągnące
się po horyzont, mizerne i biedne wioski z domkami pokrytymi
eternitem; w końcu teren staje się lekko pagórkowaty. Niewysokie i
łagodne wzgórza nadają krajobrazowi malowniczości; pociąg
przejeżdża przez wezbrany przez ostatnie ulewy Dniestr rozcinający
tę pozorną Arkadię.
Zielona Ukraina zza brudnych szyb pociągu i tak pięknie wygląda |
Na moście nad Dniestrem |
W końcu Ivano-Frankiwsk, dawny
Stanisławów. Ze zniecierpliwieniem oczekuję stacji w Nadwórnej,
gdyż oznaczać będzie to, że w końcu docieramy do północnych
podnóży Karpat. Ale jakże niemiła niespodzianka – w Nadwórnej
deszcz. Im bliżej jesteśmy góry, tym pogoda coraz gorsza. Chmury
otulają góry niczym złowrogi całun, a może bardziej pasowałoby
określenie żałobny woal z racji ich koloru. Przed Jaremczem ulewa
nabiera impetu. Pocieszamy się, że to dziś, że to teraz pada, że
jutro na pewno będzie lepiej. Rozglądamy się przez brudne szyby
pociągu za każdym najmniejszym skrawkiem pogodnego nieba. Oj, jaka
radość gdy ją znajdujemy; jest jak obietnica lepszego jutra i
cudownej wędrówki przez pola grehotu tej podniebnej krainy.
Czas w pociągu umilamy sobie oglądając widoki zza okien |
W końcu docieramy. W deszczu i
ciemności wysiadamy w Tatarowie - niewielkiej mieścinie położnej
w głębokiej i wąskiej dolinie Prutu. Tutaj czeka na nasz
administratorka naszego hotelu „Zagadki Karpat”, która wraz z
ochroniarzem zabiera nas samochodem na kwaterę. Ciekawe, że nocleg
za 40 zł obejmuje transfer z dworca. Miłe to, bo po całodziennej
podróży czujemy się zmęczeni. Szybko rozlokowujemy się w budynku
zadowoleni z pokoju i zasypiamy snem wędrowca wsłuchując się z
niepokojem w ciągle bębniący za oknem deszcz..... Jutro będzie
pięknie, będzie pogoda; musi być pięknie....
0 Komentarze:
Prześlij komentarz