Czwartek to nasz ostatni dzień
wędrówki przez bieszczadzkie połoniny. Żegnamy się z Ustrzykami
i postanawiamy dostać się do Berehów Górnych skąd ruszymy na
podbój Połoniny Wetlińskiej. W Ustrzykach robimy jeszcze szybkie
zakupy i wychodzimy na drogę z nadzieją na złapanie stopa. Po
chwili na nasz widok zatrzymuje się bus jadący w przeciwnym
kierunku. Kierowca informuje, że jedzie teraz do Wołosatego, a
później do Wetliny i może nas zabrać. Myślimy OK, jeśli tylko
nie trafi nam się wcześniej podwózka to skorzystamy. Nie czekamy
jednak długo i wkrótce wraz z miłą parą w średnim wieku ze
Śląska jedziemy w stronę naszego punktu startowego. Po wymianie
informacji okazuje się, że oni także planują dziś Wetlińską
tylko z przeciwnym kierunku, dlatego mamy pewność, że jeszcze raz
się zobaczymy.
W Berehach dopada nas głód. W końcu
nic jeszcze nie jedliśmy tego poranka. Na ławach przy punkcie
kasowym wypakowujemy swoje wiktuały zakupione w Ustrzykach i
pałaszujemy ze smakiem. Rześkie poranne powietrze zaostrza apetyty.
Swoistym deserem staje się kilka kielonków wiśnióweczki.
|
Śniadanie |
W drogę. Mimo, że to już 5 dzień
wędrówki nie czuję dziś większego zmęczenia. Idzie mi się dość
dobrze stromą ścieżką w kierunku Chatki Puchatka. Z ciężkimi
plecakami mozolnie pniemy się w górę co chwilę przystając na
krótkie odpoczynki i podziwianie pojawiających się pierwszych
panoram. Na szlaku pojawia się coraz więcej turystów na lekko;
niektórzy wybrali się w góry całkowicie bez plecaków biorąc w
rękę tylko butelkę wody. W takim gronie mocno rzucamy się w oczy.
Nasze plecaki przykuwają uwagę i szybko stają się obiektem
zaciekawienia. Niektórzy nawet próbują nam współczuć, gdy
dowiadują się, że my to tak już 6 dzień z takim bagażem.
Czujemy się trochę jak relikty przeszłości czy obiekty muzealne
gdy wychowawczyni grupy nastolatków pokazuje nas jako przykład tego
jak to kiedyś się wędrowało. Kiedyś?! No tak dziś już coraz
mniej takich plecakowo-namiotowych turystów. Dziś już inna moda i
styl wędrowania, jednak każdy wybiera dla siebie to co mu
najbardziej odpowiada.
|
Na szlaku |
|
Jeszcze 30 minut... |
Przy Chatce Puchatka kłębi się już
dość spory tłum ludzi. Jest to być może dla nas ostatnia okazja
aby zobaczyć to wyjątkowe schronisko przed zmianą. Na krótko
przed naszym wyjazdem Bieszczadzki Parki Narodowy ogłosił swoją
decyzję o całkowitej przebudowie obiektu w ramach której zostanie
min. zainstalowana bieżąca woda, a budynek znacznie zwiększy swoją
powierzchnię. Nie będzie to już to samo miejsce co do tej pory.
Obawiam się, że z Chatką stanie się to co z innymi tego typu
miejscami w polskich górach, które dziś nastawione są na typowych
turystycznych Januszy i Grażyny. Obym się mylił. Wchodzimy do
środka. Tutaj też sporo ludzi, którzy kręcą nosami na fakt, że
nie można zamówić „niczego porządnego”. My zaopatrujemy się
we wrzątek i wychodzimy na zewnątrz. Siadamy nieco na uboczu
obserwując góry, turystów wędrujących szlakiem oraz tych przy
schronisku i delektując się resztkami wiśniówki.
|
Caryńska z Wetlińskiej |
|
Chatka Puchatka |
|
Osadzki i Roch |
Od Chatki Puchatka towarzyszy nam na
szlaku sporo ludzi. Idziemy wężykiem. Słońce grzeje. Pomimo
pogodnego nieba widoczność nie jest dziś najlepsza. Jutro
spodziewana jest zmiana pogody. W okolicach Srebrzystej Przełęczy
spotykamy parę, która podrzuciła nas do Berehów. Chwila
uprzejmości i idziemy dalej. Osadzki (1253 m.n.p.m.) to jedna z
wyższych kulminacji Połoniny Wetlińskiej. Ze skałek położonych
na szczycie roztacza się piękna panorama na wschód. Widać stąd
Połoninę Wetlińską i Chatkę Puchatka, dalej Caryńską oraz
szczyty z grupy Tarnicy. Moim zdaniem to najlepszy punkt widokowy w
okolicy. Stąd widać też nasz ostatni cel dzisiejszego dnia -
szczyt Smerek (1222 m.n.p.m.).
|
Z Osadzkiego na wschód |
|
Z Osadzkiego na zachód |
|
Smerek |
Podejście z przełęczy Orłowicza
(1099 m.n.p.m.) nie jest zbyt forsowne, a daje dużo radości z
widoków. Na szczycie oprócz zwykłych turystów napotykamy na grupę
żołnierzy. Postanawiamy chwilę odpocząć. Leżąc pod nowym
krzyżem postawionym tu kilka dni wcześniej rozmyślam o tym co za
nami. To tak naprawdę już koniec, tutaj kończy się pasmo połonin.
Dalej już tylko lesiste stoki Bieszczadów ciągnące się pod
Komańczę i Beskid Niski. Niespodziewanie na szczycie Magdę dopada
praca w postaci służbowego telefonu niczym znak, że nasze
wędrowanie zbliża się ku końcowi.
|
Wetlińska z podejścia na Smerek |
|
Tablica nowego krzyża |
|
Smerek |
Chciałoby się jeszcze tutaj
posiedzieć, ale czas nagli. Schodzimy do Smereka czerwonym szlakiem.
Idę nim po raz pierwszy. Nie wyróżnia się on niczym specjalnym. W
większości biegnie pięknym lasem w dużej mierze świerkowym co
jest ewenementem w Bieszczadach. Pod wieczór docieramy do Smereka i
udajemy się na zasłużony obiad do poleconego nam Pensjonatu
Carpathia. Jedzenie dobre choć nieco drogo jak na Bieszczady.
Wystrój bardzo ładny, choć bardziej nasuwający skojarzenia z
Podhalem niż Bieszczadami. W pensjonacie jesteśmy umówieni z
księdzem Januszem, którzy zabierze nas do Komańczy, gdzie spędzimy
jeden dzień. Do Klasztoru Sióstr Nazaretanek docieramy dość
późno. Wita nas jedna z sióstr, której jedno spojrzenie na nasze
brudne i zakurzone buty wyraża więcej niż tysiąc słów. Pokornie
ściągamy obuwie, a później otrzymujemy wygodne, ciepłe i czyste
pokoje...
Chatka może zwiększy powierzchnię, ale jednocześnie liczba miejsc noclegowych ma spaść do... kilku. A to oznacza dużą cenę i noclegi dla wybranych. Koniec z legalnym nocowaniem na połoninie...
OdpowiedzUsuń