19 czerwca 2018

Czarnohora - Tam szum Prutu, Czeremoszu... cz.5/6





Piąty dzień naszej czarnohorskiej wędrówki to jakby nowy początek. Nowy, bo startujemy po całodziennym odpoczynku i rozpoczynamy wędrówkę przez znacznie niższą część gór niż dotychczas bo nieznacznie przekraczającą 1500 m.n.p.m. Poranek jak zawsze mija na zwijaniu maneli oraz obfitym śniadaniu w postaci jajecznicy. Chatę na Kosaryszczu opuszczamy około godziny 9, co stanowi bardzo wczesną porę na tym wyjeździe.


Słońce przyświeca bardzo mocno; mimo poranka jest już gorąco. Po pamiątkowych fotkach przed chatką żegnamy się z Kubą i opuszczamy to fajne miejsce. Nasza trasa wiedzie teraz w dół, stromym północnym stokiem Kosaryszcza do wsi Bystrec. Dobrze, że idziemy lasem co pozwala nieco odsapnąć od upału w miłym cieniu drzew. Na samym dole musimy przeprawić się przez solidny most nad strumieniem, tym samym stajemy przez budynkiem szkoły. Teraz chwila zastanowienia, bo dalej pójdziemy bez szlaku. Po wcześniejszych analizach map oraz informacji od Kuby chcemy wejść na wygodny płaj prowadzący nad dolinką potoku Wuszczyk, który doprowadzi nas do czerwonego szlaku biegnącego grzbietem Kostrzycy. Okazuje się to dość proste, od szkoły idziemy w stronę cerkwi i skręcamy w pierwszą szeroką drogę w lewo.

Chatka u Kuby

Droga przez wieś Bystrec

Droga jest bardzo zniszczona przez wodę, ale także przez ciężki sprzęt. Mijamy położone po obu stronach domostwa i za ostatnim z nich wyglądającym na jakiś tartak lub inny warsztat skręcamy ostro w lewo. Ta szeroka i wygodna droga doprowadzi nas na sam grzbiet Kostrzycy. Stopniowo nabieramy wysokości; idzie się wygodnie gdyż droga łagodnie wznosi się trawersując kolejne zbocza. Im wyżej tym piękniejsze wiosenne widoki. Na dnie doliny wyłaniają się kopuły cerkwi w Bystrecu oraz gospodarstwa stłoczone wzdłuż rzeki. Nieco wyżej widać masywny grzbiet główny Czarnohory pokryty tu i ówdzie ostatnimi płatami śniegu, które pięknie kontrastują z soczystą zielenią łąk i lasów. Całości dopełnia błękit nieba oraz złoto kwitnących tu łanami pełników europejskich.

Bystrec

Czarnohora z drogi do chatki Wojtka

Idziemy zachwycając się tym pięknem przyrody i cieszącc się z tak cudownej i stabilnej pogody, co jest chyba rzadkością na wiosnę w górach. Na granicy łąk i lasów na naszej drodze dostrzegamy sylwetkę jakiegoś auta z otwartą maską. Pierwsza myśl, kto przy zdrowych zmysłach wyjeżdża tu samochodem - pewnie to jakiś Ukrainiec, któremu rozkraczyła się jego wysłużona Łada. Ale nie! Okazuje się, że to grupa Polaków, która urządza sobie terenowy rajd po ukraińskich górach. Jadą z Zakarpacia, byli m.in. na Borżawie, Połoninie Krasnej, a teraz wracają spod chatki Wojtka do której prowadzi droga po której zdążamy. O Wojtku słyszałem już w tamtym roku, jednak wtedy nie udało się do niego dotrzeć. Po dolaniu płynów i krótkiej rozmowie samochody ruszają w dół, a my znów zostajemy w ciszy góry, takiej jaką najbardziej lubię.

Wchodzimy w las. Droga biegnie po równym terenie wzdłuż zbocza, dlatego idzie się bardzo przyjemnie. Nie męczymy się. Żeby nie było zbyt nudno co jakiś czas musimy pokonywać dość błotniste odcinki. W końcu las rzednie i wychodzimy na otwarty teren porośnięty dorodnym szczawiem. W oddali widać kilka domów, jak się okazuje opuszczonych, choć nie wszystkie. Pod okazałą czereśnią stoi chata Wojtka, a sam Wojtek wita nas i zaprasza do siebie. Nie możemy odmówić.

Chatka Wojtka

Panorama okolic chaty

Wojtek to emerytowany muzykolog, laureat Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Artystycznej. Swoją chatę prowadzi już od dość dawna i zdążył się już tu zadomowić. Oprowadza nas po swojej posiadłości. Chatka składa się z dwóch izb z oryginalnymi piecami, meblami i innymi ciekawymi rzeczami jak m.in. obrazami olejnymi na szkle. Mały stryszek kryje pomieszczenie gospodarcze z różnorakimi sprzętami, jakie dziś można spotkać w wielu polskich skansenach czy izbach regionalnych. W chacie nie ma elektryczności oraz bieżącej wody. Wojtek zainwestował jednak w niewielki panel słoneczny, dzięki któremu może podładować swój telefon czy tablet. Łazienka w formie bardzo pierwotnej w postaci mis i miednic znajduje się na zewnątrz; woda doprowadzona jest za pomocą węża, a ogrzewana w naturalny sposób przez Słońce w beczce. Chatka posiada także wąską, zacienioną werandę z której roztacza się piękny widok na Smotrec oraz Kosaryszcze z widoczną Chatką u Kuby. Jak się okazuje Wojtek i Kuba to dobrzy znajomi, od czasu do czasu występują razem w Polsce na małych recitalach ze swoimi autorskimi utworami. 

Wnętrze chaty

Okno z widokiem na grań

Obrazy na szkle

Oryginalny piec

Polska Dyrekcja Ubezpieczeń Wzajemnych - przedwojenna tabliczka jaką umieszczano na domach ubezpieczonych przed wojną dziś wisi przy wejściu chaty Wojtka

Obok chatki Wojtek zorganizował swój mały ogródek w którym posadził dla siebie podstawowe warzywa. Z dumą pokazuje nam swoje owoce pracy, a także niewielką szopę, którą stara się przywrócić do stanu używalności. Pięknie tu; oprócz Wojtka nikt więcej nie mieszka w tym wysoko położonym przysiółku. Głęboki cień czereśni nie zachęca do wędrówki. Wojtek jest na tyle fajną osobą, a i miejsce też przednie, że zachęcam moich współtowarzyszy na zostanie tutaj jeden dzień. Niestety moja propozycja nie spotyka się z aprobatą i zostaję przegłosowany. Na koniec Wojtek bierze gitarę i śpiewa dla nas kilka swoich piosenek. No i jak tu odchodzić... Obiecuję sobie, że tu wrócę jeśli tylko będę znów kiedyś w Czarnohorze.

Wojtek instruuje nas jak iść dalej, gdyż droga kończy się przy jego chacie. Idziemy teraz niewielką połoninką na przełaj do góry, na widoczny nad pozostałymi gospodarstwami grzbiet. Ten krótki odcinek w palącym Słońcu stromo do góry dał nam nieźle w kość, więc trzeba odetchnąć chwilkę. Przez grzbiet przebiega wąska ścieżka, którą idzie się już dość wygodnie i która doprowadza nas do szerokiej grzbietowej drogi, którym biegnie czerwony szlak.

Połonina Bołota

Kolejnym naszym przystankiem jest Połonina Bołota. W tamtym roku prowadzony był tu wypas, dziś jednak staja stoi pusta. Wojtek poinformował nas, że wypas na Bołotach prowadzony jest naprzemiennie z Połoniną Wesnarką. Jesteśmy już dobrze zmęczeni, a w zasadzie to od Chatki u Kuby nie przeszliśmy zbyt dużo. Kolejny popas. Słońce pali, a wiatr przyjemnie chłodzi. Na niebie coraz więcej chmur; oby tylko nie padało. 

Połonina Bołota

Połonina Bołota

Z Połoniny Bołota udajemy się dalej na zachód na Kostrycz (1544 m.n.p.m.) i Kostrzycę (1586 m.n.p.m.) skąd rozciąga się wspaniała panorama całej grani Czarnohory od Pietrosa przez Howerle po Pop Iwana. Już pierwsze przedwojenne przewodniki zachwalały to miejsce ze względu na niezwykle pouczający widok. Najlepszy widok moim zdaniem jest nieco poniżej Kostryczy, gdyż sam szczyt porasta w dużej mierze las. 

Połonina Bołota

Kostrycz - widok na Howerlę

Czerwony szlak, którym mieliśmy podążać, gdzieś zaginął. Ale to normalna rzecz na Ukrainie, oznaczenia szlaków nadal w wielu miejscach są słabo widoczne lub ich czasami wręcz brak. Idziemy więc teraz bardziej na intuicję. Dochodzimy w końcu na Połoninę Wesnarkę (to inna połonikna, niż ta przy Bołotach, ale o tej samej nazwie) i tutaj zatrzymujemy się. Oznaczeń szlaku już dawno nie ma. W tym miejscu ścieżka powinna ostro skręcać na północny-wschód, ale nietesty nie widać takowej. Zastanawiamy się co robić. Ja proponuję nie szukać szlaku i nie kierować się na Makowicę (1161 m.n.p.m.) i dalej na Worochtę, a spróbować zejść do Zawojeli na nocleg. Na Zawojeli znajduje się niewielkie osiedle, można tu także dostać nocleg czy jak się później okazało zaopatrzeć się w dość sporym sklepie. Ostatecznie postanawiamy iść na azymut przez las słabo widoczną ścieżką. Trochę wątpliwa sprawa, ale niech będzie. Trochę się obawiam, bo wiem co to znaczny chaszczowanie w Czarnohorze - doświadczyłem tego rok wcześniej. Po chwili przychodzi mi do głowy inny pomysł. Skoro na połoninie są pasterze i ich zwierzęta to musi tu prowadzić z dołu jakaś wygodna droga. Postanawiamy zejść do nich i zasięgnąć języka. Jak się okazało, nie był to najlepszy pomysł, bo nie potrafiliśmy się z nimi porozumieć, a i na mapę patrzyli jak na coś co pierwszy raz w życiu widzą. W końcu po kolejnych próbach, udało się ustalić, że widoczna w oddali kiepskiej jakości droga sprowadzi nas w dół do doliny potoku Ozirnego, skąd dalej dostaniemy się do doliny Prutu i na Zawojelę.

W Paśmie Kostrzycy

Widok na Gorgany spod Kostrzycy

O jak dobrze, że wpadliśmy na ten pomysł. W miarę dobrą drogą szybko udało się zejść do bezludnej doliny Ozirnego, i dalej przez solidny most na Prucie do głównej drogi Worochta - Zawojela - Zaroślak. Jest już dość późno, Słońce już prawie zaszło, ale nie szkodzi, bo zanocujemy dziś na jednym z pól biwakowych tutaj się znajdujących. Udaje nam się także zrobić zakupy w jeszcze czynnym o tej porze sklepie. O jakie szczęście, napojeni i najedzeni wracamy na biwak. Teraz jeszcze pozostaje przekąsić coś na ciepło i wykąpać się w wodach bystrego Prutu. A później nie pozostaje nic więcej jak tylko ciemność i miłe ciepło śpiwora.


Wędrówka połoniną







0 Komentarze:

Prześlij komentarz