4 kwietnia 2017

Beskid Wyspowy - Na Luboń Wielki i Szczebel




Jadąc z Krakowa w Tatry przejeżdżamy przez kilka ciekawych, a przez niektórych niedocenianych pasm górskich. Za rogatkami Krakowa witają nas lekko pofalowane pagórki Pogórza Wielickiego, następnie łagodne wzniesienia Beskidu Makowskiego; w dalszej kolejności na horyzoncie pojawiają się wyniosłe szczyty Beskidu Wyspowego i równy wał Gorców. Dziś chcę się zatrzymać właśnie w Beskidzie Wyspowym. Jego szczyty w większości przypadków nie stanowią zwartych masywów. Wierchy tworzą tutaj pojedyncze, oddzielone od innych głębokimi dolinami góry. 


Swoją wędrówkę rozpoczynam dość wcześnie bo około 6:00 rano w przysiółku Mały Luboń należącym do wsi Naprawa. Leży on bezpośrednio przy "Zakopiance", a znajduje się tutaj przydrożny bar oraz zajazd "Pod sosnami"; domostwa i domki letniskowe schowane są nieco wyżej w lesie. Droga wiodąca tędy pod Tatry istniała tutaj już od niepamiętnych czasów. Początkowo wiódł tędy szlak kupiecki z Krakowa na południe Europy; pierwsi turyści pojawili się na trakcie dopiero w XIX wieku i pokonywali odcinek Kraków - Zakopane furkami, a sama podróż trwała 2 dni. W połowie XIX wieku drogę przebudowano i nadano jej godne miano "Gościńca Cesarskiego". Dziś współczesna droga krajowa nr 7 na odcinku Krzeczów - Luboń Mały została poprowadzona doliną potoku Krzeczówka, nieco na zachód od pierwotnego gościńca. Mimo upływu czasu XIX-wieczna trasa nadal istnieje i z powodzeniem może być użytkowana przez turystów czy miejscowych (jest to droga nieutwardzona). 

"Zakopianka" przebiegająca przez przysiółek Mały Luboń współcześnie
i w latach 60. XX wieku. Zdjęcia wykonano spod zajazdu "Pod sosnami"

Przebiegający tędy niebieski szlak przecina "Zakopiankę" i prowadzi w leśny zagajnik za którym napotykam pierwsze zabudowania. Im wyżej tym budynków zamieszkanych na stałe coraz mniej, a więcej sezonowych letniskowych chatek. To miejsce byłoby bardzo urokliwe gdyby nie ciągły szum samochodów dochodzących z drogi. Z nielicznych prześwitów między drzewami można zauważyć piękną panoramę Tatr, jak i majestatyczną Babią Górę. 
Szlak prowadzi długim ramieniem masywu Lubonia Wielkiego (1022 m.n.p.m.) i dzięki temu jest bardzo łagodnym, ale i najdłuższym wariantem dojścia na szczyt. Nie jest też zbyt interesujący, gdyż w większości prowadzi cały czas gęstym lasem.

Poranek na niebieskim szlaku na Luboń Wielki

W okolicach szczytu Małego Lubonia (869 m.n.p.m.) przy drodze znajduje się ciekawy kamień z wyrytymi różnymi inskrypcjami i wmurowanym wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Spotkałem się z opinią, iż jest to "dzieło" jednego z pasterzy wypasającego tu w przeszłości swoje owce. Wydaje się, że metalowy krzyż został przytwierdzony tutaj stosunkowo niedawno.

  
Pięknym i godnym dłuższego zatrzymania się miejscem na tej trasie jest niewątpliwie Polana Surówki inaczej zwana Krzysie (898 m.n.p.m.). Stanowi ona wspaniały punkt widokowy na stronę południową. Bez wątpienia widok z polany jest stokroć piękniejszy niż z samego szczytu Lubonia Wielkiego.
Panorama na Tatry, wał Gorców i pasmo Orawsko-Podhalańskie z Polany Surówki

  
Na polanie znajduje się także niewielkie osiedle, które zamieszkane jest tylko jedynie sezonowo; nie zauważyłem tutaj żadnych oznak świadczących o stałej bytności człowieka. Jeden z domów wyróżnia się spośród innych, gdyż prowadzi do niego ścieżka wzdłuż której umieszczono stacje drogi krzyżowej. Jak głosi tablica wmontowana w ścianę domostwa to dom rodziny Gacków i to w nim wychowała się i otrzymała powołanie do życia zakonnego Maria Gacek. 
  


  
Na skraju polany, w jej północno-wschodniej części stoi niepozorny krzyż upamiętniający katastrofę śmigłowca, który rozbił się tutaj w 1985 roku.

Dalsza część szlaku, aż do samego szczytu prowadzi lasem. Od czasu do czasu w leśnych prześwitach od strony północnej możemy obserwować najbliższe nam szczyty. Im bliżej wierzchołka Lubonia Wielkiego tym szlak pnie się coraz bardziej do góry i staje się mocno kamienisty.
Pokonując niecałe 8 km od początku trasy w końcu osiągam swój cel - Luboń Wielki (1022 m.n.p.m.), przez okolicznych mieszkańców nazywany Biernatką. Z samego szczytu rozciąga się bardzo ograniczona panorama. Możemy podziwiać stąd widok tylko w kierunku północnym na Zembalową, Szczebel i nieco dalej Ćwilin czy Mogielicę. 

Panorama spod schroniska na Luboniu Wielkim

Na szczycie znajduje się ciekawe w swojej formie schronisko PTTK oddane do użytku 9 sierpnia 1931 roku. Obiekt cudem ocalał z zawieruchy wojennej dzięki odważnej gospodyni, która przekupiła Niemców chcących podpalić obiekt,  wychodząc na próg schroniska z dzieckiem na ręku i butelką wódki.

Schronisko PTTK Na Luboniu Wielkim im. St. Dunin - Borkowskiego

W latach 60. XX wieku obok budynku schroniska powstała telewizyjna wieża przekaźnikowa. Jej elewacja jest na tyle ciekawa, gdyż całkowicie pokryta gontem.

  

Po krótkim odpoczynku pod schroniskiem wybieram teraz szlak czerwony schodzący ze szczytu na przełęcz Glisne (634 m.n.p.m.) rozdzielającą masyw Lubonia Wielkiego od Szczebla. Ten odcinek mojej wędrówki to fragment Małego Szlaku Beskidzkiego (137 km), którego punkt startowy/końcowy znajduje się na Luboniu Wielkim. Szlak ten został wytyczony przez te beskidzkie pasma przez które nie przebiega Główny Szlak Beskidzki (520 km.).

Nad przełęczą Glisne

Zejście na przełęcz jest bardzo strome. Trzeba uważać na liczne luźne kamienie i większe skały. Wędruję teraz pięknym lasem, który porasta skalne rumowiska. Dopiero nad samą przełęczą szlak opuszcza las i wyprowadza na pola oraz łąki nad niewielkim osiedlem. Prawie wszystkie domy tutaj stojące to zwykłe betonowe klocki. Prawie, bo udaje mi się wypatrzeć jeden stary, przepiękny drewniany dom. Prawdziwa perełka architektury w zalewie bezstylowej zabudowy.

Tak dawniej budowano w tej okolicy. 

Na przełęczy powinienem wybrać teraz szlak zielony. Jednak postanawiam pójść inną, nieoznakowaną ścieżką wiodącą do wyżej wspomnianego domu. Nie chcąc nadrabiać drogi i wracać na szlak postanawiam pójść w górę tą drogą aż do połączenia się z zielonym szlakiem. Stopniowo pnąc się w górę odsłaniają się coraz rozleglejsze widoki na masyw Lubonia, Gorce. Na horyzoncie nad najbliższymi wierzchołkami gór ukazują się czubeczki ośnieżonych Tatr. Właśnie minęło południe, a ten pierwszy kwietniowy weekend jest nadzwyczaj gorący, dlatego urządzam sobie długi popas wśród pół w cieniu samotnego smreka.


Czas płynie wolno jak to w górach. Leżąc w cieniu patrzę jak gorące powietrze drga nad zeschłą trawą łąk. Nie chce się stąd odchodzić. Wydaje się, że razem ze mną piękno górskiego krajobrazu kontempluje także jaszczurka wygrzewająca się na pobliskim pniaku.


Wszystko ma swój początek i koniec. Zbieram w końcu swoje rzeczy i w drogę. Wchodzę w las; co jakiś czas sprawdzam ustawienia GPSa. Coś się nie zgadza. Kierunek i ścieżka dobra, ale nie widać oznaczeń zielonego szlaku, który powinienem już napotkać. No nic, idę dalej; najwyżej osiągnę szczyt Szczebla bezszlakowo. Posuwam się  jeszcze kawałek do przodu i w końcu zauważam zielone oznaczenia szlaku. Dochodzę do wniosku, że szlak musiał zmienić swój przebieg, a ja mam starą mapę. Na potwierdzenie tej tezy kilka metrów przed skrzyżowaniem z właściwym szlakiem zauważam zamalowane zielone znaki na mojej ścieżce.
O dziwo od tej strony zdobycie szczytu Szczebla nie nastręcza trudności. Szlak nie jest stromy; idzie się w górę ale bez ostrych podejść. Słońce mocno przygrzewa, a wiosenny bezlistny las nie daje cienia ani ochłody. 

Do niedawna Szczebel (977 m.n.p.m.) był szczytem całkowicie zalesionym. Ostatnio zaszły tutaj pewne zmiany. Szczyt został w pewnym sensie zagospodarowany. Postawiono tutaj ołtarz polowy wraz z obeliskiem na cześć wędrującego po tych okolicach Jana Pawła II. Oprócz tego ustawiono tu szlakowskaz oraz mapę turystyczną i kilka ławek. Drzewa spod samego wierzchołka od strony północno-wschodniej zostały wycięte dzięki czemu odsłonił się widok na sąsiedni Lubogoszcz, a w dolinach na Kasinkę Małą i dalsze pasmo Lubomira.


  
"Beskdzie Wyspy" ze Szczebla

Kasinka Mała

Po odpoczynku wybieram wariant zejścia szlakiem czarnym w kierunku Lubienia. Szlak bardzo ostro schodzi w dół i jest dość kiepsko oznaczony w podszczytowym etapie. Kilka razy gubię go ze względu na liczne ścieżki i drogi wydeptane przez turystów, rowerzystów i crossowców. Kawałek pod szczytem odnajduję jeszcze mały wylesiony teren - to miejsce skąd startują paralotniarze. Tutaj drzewa nie ograniczają w żaden sposób widoków.


To ostatnie widokowe miejsce tego dnia. Teraz szybko tracę wysokość, a i cały czas wędruję lasem. Schodzę przez Mały Szczebel i przysiółek Zalas, gdzie znajduje się duża wiata i kapliczka poświęcona św. Hubertowi - patronowi myśliwych. To miłe miejsce na skraju lasu z widokiem na szczyt Lubogoszcza zaprasza na chwilę odpoczynku, co też czynię.

Na koniec postanawiam znów urozmaicić sobie zejście i w momencie gdy dochodzę do asfaltowej drogi, schodzę z czarnego szlaku. Odbijam na prawo w las, aby po chwili dojść do przysiółka Zagrody Plebańskie. Sprowadza mnie tutaj chęć zobaczenia pewnej ciekawej drewnianej budowli. Willa pod Sośniną została wybudowana w 1912 roku. Łączy w sobie kilka styli architektonicznych. Ogólna bryła budynku nawiązuje do budownictwa podhalańskiego. Dach oraz ganek z kolumnami to cechy typowe dla polskiego dworu. Nad gankiem falisty szczyt nawiązuje do secesyjnych trendów wiedeńskich. Willa powstała na zlecenie prof. Jana Stanisława Bystrzyckiego, profesora Katedry Filozofii Uniwersytety Jagiellońskiego, a zaprojektował ją Karol Frycz. W czasach świetności gościli tutaj różni goście m.in. minister spraw zagranicznych II RP Alfred Potocki, Czartoryscy czy ludzie Legionów Polskich. Po śmierci profesora willa przeszła w posiadanie jego córki Stefanii i jej męża Michała Korczyńskiego, a obecnie należy do jego wnuka Krzysztofa Korczyńskiego.
Niestety willa znajduje się w opłakanym stanie. Od frontu część ganku porasta obficie bluszcz. Niegdyś zadbany ogród pokrywają samosiejki i wszędobylski bluszcz. Od tyłu ze względu na opadnięty dach budynek wydaje się jeszcze w gorszym stanie. Wnętrza willi zachowały się w oryginalnym stanie do dziś wraz z oryginalnymi drewnianymi meblami (w tym z podarowanym właścicielowi drewnianym fotelem wykonanym przez Stanisława Witkiewicza) i licznymi pamiątkami. 

Willa pod sośniną
  


Ostatnio wpadłem w internecie na artykuł na temat tej willi. Otóż w jednym z regionalnych dzienników wyczytałem, że obecny właściciel szuka sposobu i środków na uratowanie tego zabytku. Pan Krzysztof chciałby tu stworzyć miejsce pracy twórczej dla różnego rodzaju artystów. 

Po zobaczeniu willi już tylko kilka kroków i wychodzę na szosę Mszana Dolna - Lubień. Słońce jest już dość nisko i wszystko co oświetla nabiera pięknego złotego blasku. Wzdłuż drogi wije się rzeka Raba. Wspaniale oświetlona promieniami popołudniowego Słońca przyciąga wzrok. Urzeczony jej pięknem odpoczywam chwilkę nad  jej brzegiem i napawam się widokiem szerokiej górskiej doliny.
Teraz właśnie uświadamiam sobie jak Willa pod Sośniną jest pięknie położna. Wybudowana na wysokiej skarpie nad potokiem w dawnych czasach, kiedy zapewne nie była otoczona krzakami i drzewami, musiał z jej okien roztaczać się fantastyczny widok na dolinę Raby oraz otaczające ją majestatyczne szczyty Beskidu Wyspowego i Makowskiego. Szkoda, że to już tylko wspomnienie.... Zapewne ówczesny właściciel wiedział co robi budując swoją letnią posiadłość w tym miejscu.

Dolina Raby, w tle Lubogoszcz


2 Komentarze:

  1. Ostatnio nawet myślałem o tym, że dawno nie byłem na Luboniu i pora byłoby to sobie odświeżyć. Dzięki za podpowiedź. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam cały Beskid Wyspowy, potrafi być bardzo urokliwy

      Usuń